Rejs Wisłą Warszawa – Płock 2017

Czyli jak pływać łodzią motorową po dzikiej rzece przy niskim stanie wody.

Termin: 15 – 18.06.2017
Trasa: Port Czerniakowski, Warszawa – Klub Morka, Płock.
Jednostka: Onedin 650 + Yamaha high trust 25 km (1998 r.)
Załoga: Krzysztof, Julka l.11, Bartek l. 9 Tomek l. 4
Poziom Wisły na wodowskazie w Warszawie 102 cm
Spalanie: około 25 – 30 l benzyny na całą trasę (cały czas tempo spacerowe)

Problemem i wyzwaniem był niski poziom Wisły (czyli normalny poziom na Wiśle). W Warszawie oczywiście oznakowanie szlaku żeglownego jest dobre. Niestety za granicami Warszawy (po zostawieniu obok Śluzy Żerań) oznakowanie się skończyło. Byłem wściekły, ale przede wszystkim zestresowany. Nawigacja przy niskim stanie Wisły, na nieznanych odcinkach rzeki, naprawdę jest wyzwaniem.

15.06.2017

W Boże Ciało ruszyliśmy z Portu Czerniakowskiego o godz 16.20. Około godz 19.00 znaleźliśmy się przed mostem w Kazuniu. Tutaj pozostaliśmy na pierwszy nocleg. Byłem bliski decyzji o zakończeniu rejsu. Sam z trójką dzieci, na nieoznakowanej niskiej wodzie. Cały czas wytężona uwaga aby szukać głębokiej wody. Wisła stosunkowo szeroka. Archipelag Wysp Kiełpińskich. Labirynt dróg wodnych…

Bardzo pomocne były mapy satelitarne google. Raz pytałem się też miejscowego rybaka na pontonie, którędy płynąć. O dziwo na odcinku do mostu w Kazuniu tylko raz szorowaliśmy dnem o mieliznę.

Miejsce na nocleg na kilkaset metrów przed mostem w Kazuniu przy prawym brzegu może nie było piękne, ale dalej nie chciałem płynąć. Rozważałem powrót lub szukanie przystani na Bugonarwi. Jednak dzieci podniosły mnie na duchu, twierdząc że trzeba płynąć dalej. A więc popłynęliśmy.

Galeria – kliknij na zdjęcie aby powiększyć

16.06.2017

Ruszyliśmy około godz. 8 rano. Początkowo nadal brak oznakowania. Za mostem na krajowej 7 w Nowym Dworze jest mnóstwo ostróg, które na niskiej wodzie na szczęście były dobrze widoczne. Tutaj też pamiętałem z poprzedniego rejsu, aby wyspę za mostem wziąć ze swojej lewej strony. A tu nagle…. Pojawiło się znowu oznakowanie toru żeglownego. Bardzo dalekie do doskonałości i dokładności, ale jednak było i bardzo pomagało. Dobra lornetka jest niezbędna, aby wypatrzyć baaardzo oddalone kolejne boje.

Tu warto skrytykować boje na odcinku Warszawskim. Beznadziejne. Na wysokiej, bystrej wodzie zauważyłem, że strasznie tańczą i chyba muszą się często zrywać lub przesuwać. Na niskiej wodzie zachowują się normalnie.
Część pionowa nowych bojek (wystająca nad wodą) jest bardzo cienka. Trudno te boje dostrzec z oddali, a jeszcze trudniej odróżnić prawą od lewej tzn. stożek od walca. Dużo lepiej widać tradycyjne boje, gdyż są zdecydowanie grubsze. Z oddali kolor z różnych względów nie jest dobrze widoczny (blaknięcie, ubrudzenie mułem, odblaski w przypadku słonecznego dnia, gorsze rozpoznawanie kolorów przez oko ludzkie w porze zmierzchowej). Jeżeli boja jest mała, to jej kształt z oddali jest nie do odszyfrowania. A nadmieniam, że wzrok mam doskonały i lornetkę też możliwą. (Jeśli ktoś nie wie, to przypominam: stożki zielone po lewej stronie, walce czerwone po prawej stronie toru żeglownego).

A więc apel do RZGW Warszawa – nie kupujcie nigdy więcej tych nowych, beznadziejnych boi.

Płyniemy więc szczęśliwi dalej, gdyż zostawiliśmy za sobą beznadziejne boje na odcinku warszawskim oraz obszar bez bojek bezpośrednio za Warszawą. Raz trochę szorowaliśmy silnikiem o piasek. Raz musiałem wyskakiwać do wody i ciągnąć łódkę z powrotem pod prąd szukając głębszej wody.

Tego nauczyłem się podczas poprzedniego rejsu Wisłą. Jeżeli silnik zaczyna mi szorować o dno, natychmiast go wyłączam. Absolutnie nie próbuję na siłę na silniku płynąć dalej. Przyglądam się wodzie. Jeżeli widzę, że do końca przemiału jest bardzo blisko, to po prostu podnoszę silnik i czekam, aż woda sama przepchnie mnie przez wypłycenie. Jeżeli widzę, że nie ma szans, to szybko wskakuję do wody i ciągnę łódkę pod prąd w kierunku głębszej wody i upatrzonego domniemanego, nowego przejścia. Czasami, jeśli widzę, że krawędź przykosy jest naprawdę blisko, do delikatnie próbuję przepchnąć łódkę z prądem, ale trzymając się drabinki metalowej na łódce, gdyż jestem świadomy, że na końcu przemiału zawsze, natychmiast jest stroma ściana i głębia (a krawędź przemiału może być określana jako „ruchome piaski” co to chłopa z koniem i wozem wciągały przez wieki…)

Chodzenie po rzece

Jeszcze jedna uwaga. Nie wiem dlaczego tego nas w szkołach nie uczą: PO RZECE CHODZIMY W MIARĘ BEZPIECZNIE POD PRĄD. SPACER Z PRĄDEM RZEKI JEST NIEBEZPIECZNY.

(Idąc pod prąd, jeśli jesteśmy na przemiale, to powoli wchodzimy na coraz głębszą wodę. Jeżeli nagle byśmy natrafili na głębię, to prąd wody zniesie nas z powrotem na płytszą wodę. Idąc z prądem rzeki, przemiał staje się coraz płytszy, ale kończy się zawsze pionową ścianą, za którą jest głębia. Prąd rzeki zniesie nas dalej na głęboką wodę i jeśli ktoś nie potrafi pływać to po prostu utonie.)

Będąc więc na dzikim kąpielisku na dzikiej rzece zawsze pamiętaj o powyższej zasadzie. Reasumując: jeśli słabo pływasz, nie znasz dzikiego kąpieliska, a chcesz je poznać, aby potem bezpieczniej zażywać kąpieli, to poznawaj dno idąc pod prąd rzeki.

Echosonda

Kolejny problem to echosonda. Nie wiem dlaczego, ale działała tylko tam gdzie było głęboko (powyżej 1,5 metra). Jeśli było płyciej, to absolutnie nie działała. Dwa lata temu działała sprawniej. Może tym razem coś się przestawiło w elektronice? Może powierzchowna nagrzana warstwa wody wywoływała zakłócenia?

Tym razem sonda nie była bardzo pomocna. Z resztą drogę którędy się płynie, na dzikiej rzece, trzeba wybrać z dużym wyprzedzeniem.

Sonda była pomocna o tyle, że jeśli było głęboko (i to potwierdzała sonda), to wtedy pozwalałem sobie trochę zwiększyć obroty silnika.

Silnik

Oczywiście silnik cały czas był NIEzablokowany. Swobodnie zwisał i mógł się odchylić do tyłu przy uderzeniu w przeszkodę lub przy wpłynięciu na płyciznę. Myślę że uratowało mnie to w tym rejsie co najmniej raz – już w Warszawie uderzyłem, pozostając w obrębie toru wodnego, o jakąś podwodną twardą przeszkodę (pal? kamień? szczątki mostu?).

Problemem, jeśli silnik jest niezablokowany, pozostaje ewentualna nagła potrzeba włączenia biegu wstecznego. Jest to niemożliwe, gdyż silnik odchyla się wtedy do tyłu i nie ciągnie… Ale ryzyko związane z brakiem możliwości włączenia natychmiast biegu wstecznego jest dużo mniejsze, niż ryzyko uderzenia w podwodną przeszkodę na dzikiej rzece, na której znajdują się marne resztki urządzeń hydrotechnicznych.

Galeria – kliknij na zdjęcie aby powiększyć

Jagiełło i most pontonowy

Zostawmy te szczegóły żeglowania po dzikiej rzece. Spójrzmy na brzegi. Właśnie mijamy Wychódźc. Patrzę na brzegi i widzę, że Wisła w tym miejscu jest wyjątkowo wąska. Przez chwilę się zastanowiłem, czy to tu Jagiełło nie przeprawiał się w drodze na Grunwald. Przecież pod Czerwińskiem Wisła jest dość szeroka…

Traf chciał, że tydzień po rejsie spotkałem sołtysa z Wychódźca. Potwierdził to przypuszczenie. Podobno istnieją jakieś dokumenty, mówiące, że to właśnie tu postawiono, spławiony w wielkiej tajemnicy z Puszczy Kozienickiej, most pontonowy.

Czerwińsk

Jak zwykle zatrzymaliśmy się tu na obiad. Od rzeki, niestety należy przejść spory kawałek, do zajazdu przy szosie Płock – Warszawa. Tu z przykrością muszę nadmienić, że w drodze powrotnej przed Czerwińskiem, dostałem mandat za przekroczenie prędkości. Policjanci stali w dobrym miejscu – tam gdzie łatwo o przekroczenie. Natomiast z pewnością nie było to miejsce, gdzie możliwa jest duża ilość wypadków… Biję się w piersi za przekroczenie prędkości samochodem, ale do kroćset niech oni pilnują miejsc niebezpiecznych, a nie szczerego pola, przed którym jest znak terenu zabudowanego!

Ale wróćmy do Wisły. Chyba jest bezpieczniejsza niż jazda szosą Warszawa – Płońsk. Koniecznie trzeba zwiedzić klasztor w Czerwińsku. Bardzo stary. Piękny. Podobno Jagiełło wracając z Grunwaldu, zostawił tutaj jako wotum, swój hełm bojowy…

Z klasztoru przepiękny widok na dolinę Wisły. A z Wisły na klasztor na wzgórzu.

Galeria – kliknij na zdjęcie aby powiększyć

Wyszogród

Śladu nie ma po najdłuższym moście drewnianym w Europie. Jego resztki poszły już parę lat temu z prądem Wisły… Wyszogrodu nie zwiedzaliśmy.

Za Wyszogrodem znowu szeroka, dzika Wisła. Trudna w nawigacji. Ale im bliżej Płocka, oznakowanie szlaku coraz lepsze.

Pogoda piękna. Stanęliśmy na nocleg gdzieś w pobliżu Świniar. (To chyba tu w 2010 r – przerwało wał przeciwpowodziowy.)

Nocleg był obok małej, przybrzeżnej wysepki ze stadem byczków. Bardzo im się nasza Blue Angel podobała.

Nam z kolei podobał się orzeł. Przeleciał nad naszą łódką i wylądował na innej wyspie. Coś zabrał jakimś szarym, sporym ptakom i zjadł. One trochę próbowały walczyć. Wyskubywały mu piórka z … tylnej części ciała. Ale on sobie nic z tego nie robił. Piękny czerwony zachód słońca…

Galeria – kliknij na zdjęcie aby powiększyć

17.06.2017

… więc o poranku zbiera się na deszcz. Po śniadaniu przepłynęliśmy kilometr, ale widząc potężną czarną chmurę, dobiliśmy do brzegu. I dobrze. Wichura, silny deszcz. A potem cały dzień na przemian słońce i deszcz.

Staliśmy przy pięknej, dzikiej, piaszczystej wyspie. Zjedliśmy całe zapasy jedzenia. Cisza, spokój, piękna przyroda…

To miłe nic nie robić czasem…

Galeria – kliknij na zdjęcie aby powiększyć

18.06.2017

Pobudka. Skromne śniadanie. Wyruszamy do Płocka. Tylko 2 godziny drogi. Szlak wodny doskonale oznakowany. Większy nieco ruch na rzece.

Płock

Tradycyjnie zawijamy do przystani Morka pod starówką. Msza w katedrze. Kaplica z grobami królewskimi jest restaurowana w tym roku. Muzeum diecezjalne niestety zamknięte. Znowu nie obejrzymy koron królewskich. Lody na mieście i pizza w żaden sposób mi tego nie wynagrodzą. Dobrze że chociaż dzieci zadowolone :)

Muzeum diecezjalne w Płocku obejrzałem 4 tygodnie po rejsie, gdy wpadłem do Płocka poprawić cumy na Blue Angel.

Bardzo ciekawe eksponaty. Ja przyjechałem tam w zasadzie specjalnie, aby obejrzeć koronę królewską. Niestety korona prezentowana w muzeum była koroną księcia Konrada Mazowieckiego. Oryginalnie pochodzi z Węgier i należała do jednej z córek któregoś z królów Węgier. Nie wiadomo jak znalazła się w rękach Konrada Mazowieckiego. Królowie polscy jej nie nosili… :(

Ale są inne ciekawe eksponaty: Biblia Płocka z XI w., popiersie Kazimierza Wielkiego (jeden z dwóch przyżyciowych portretów naszego króla), szczerozłoty kielich…

Z żeglarskim pozdrowieniem

Krzysiek, Julka, Bartek, Tomek

 

Galeria – kliknij na zdjęcie aby powiększyć